Recenzje


Malarstwo- Marek Sołowiej w Szczecinie Galeria ZPAP -Kierat 1

„Twórczość Sołowieja jest znana w środowisku artystycznym Szczecina . Artysta  uczestniczył w Festiwalach Współczesnego Malarstwa Polskiego oraz prezentował swoje prace pastelowe  na wystawach zbiorowych Międzynarodowego Biennale Pasteli  na Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie . Obecna ekspozycja jest pierwszym indywidualnym pokazem malarstwa artysty w tym regionie .

Prace Sołowieja wzbudziły bardzo duże zainteresowanie. Kompozycje malarskie zestawione w cykle tematyczne wyraźnie określają charakter i temperament malarza. Obrazy inspirowane pejzażem o zdecydowanej kolorystyce w często czystych, nasyconych czerwieniach, brązach czy złocieniach , w kontrastach z błękitami i zieleniami zestawione z formami zaczerpniętymi z pejzażu dobitnie prowokują odbiorcę. Paleta wyrafinowanych zdecydowanych płaszczyzn barwnych często podzielonych poziomami i pionami dynamizuje płaskość obrazu, a symbolika form  wciąga w ramy oglądanego obszaru. Ważnym i bardzo  istotnym elementem całej ekspozycji są  tytuły obrazów, które  stanowią  element równoważny – samodzielny, a zarazem integralny z pracą  jak np. z cyklu pejzaż polski „Szkolenie dla bezrobotnych Polek”, czy „Egzamin na obywatela „ lub „ Spowiedź po polsku”.

Kolekcja jest wyraźnie określonym sformułowanym plastycznie  projektem stanowiącym  o bardzo dużej wrażliwości Marka Sołowieja  na problematykę współczesnych dążeń ,dysonansów czy paradoksów społeczno-cywilizacyjnych. Jednocześnie profesjonalizm i dojrzałość artystyczna malarza sprawia ,że  spójność przekazu artystycznego bez zbędnego gadulstwa i  dekoracyjności manifestuje świadomość malarskiego znaku ,własnej wyobraźni. Wystawa obrazów Marka Sołowieja w Galerii ZPAP Kierat w Szczecinie to kolejny etap rozwoju i poszukiwania nowych dróg twórczych tego artysty ważnego procesu .To malarstwo rzetelne ,precyzyjne. Artysta nie pozostawia nic przypadkowi. Konsekwentnie opracowuje każdy detal malarskiej powierzchni ,  operuje narzędziem ukształtowanym przez siebie, przedmiotowością bez formuł. Malarstwo na bardzo dobrym poziomie artystycznym ,ambitne i wciągające w dialog z obrazem, a zarazem nie narzucające niczego .Obrazy z doniosłością zapraszają do percepcji oraz analizy formalnej natomiast warstwa semantyczna skłania do głębokiej refleksji i to właśnie kwalifikuje Marka Sołowieja  do reprezentatywnej  grupy współczesnych  polskich  artystów malarzy”.

H. MAZIARCZYK-HISTORYK SZTUKI. Szczecin .2010 r.

 


 

Antonio González Barnés

Sala Wystawowa Puertas de Castilla otwiera się na mgły polskich lasów, na ich cudowne zmierzchy, na piękno narzucającej się natury, na nie dające się pomylić z niczym innym zapachy i różnorodne polichromie. A staje się tak za sprawą Marka Sołowieja, malarza zakochanego w pejzażu, który otacza go razem z lasami Zamościa, Nielisza, Tomaszowa, Biłgoraja…

Władze miasta Murcia, we współpracy ze Stowarzyszeniem Kopernik oraz Katedrą Historii i Kultury Krajów Języka Hiszpańskiego KUL prezentują tę wystawę artysty dojrzałego, oddanego w początkach swej kariery realizmowi, znawcy technik artystycznych i estetyki, utożsamiającego się ze swym otoczeniem, pełnego dynamizmu i głębi…

Marek Sołowiej interpretuje naturę jako element nieprzewidywalny, w którym nic nie jest wcześnie zamyślone, ani światło ani mgły, ani wiatr ani cienie … a takie właśnie są polskie lasy, piękne, ogromne, przesycone życiem i różnymi odcieniami świata, pozostające stale w ruchu, czasem ciemne, czasem jasne albo jedynie zielone.

Sołowiej posiada zdolność wyjścia poza nie, aby zadomowić się na ich jesiennych łąkach, w równinnych krajobrazach, na polach rolniczych obszarów południowo-wschodniej Polski, jednego z najpiękniejszych regionów w tym kraju. Ochry, żółcie, zielenie, czerwienie i biel wcielona w zimowe śniegi, które pokrywają ziemię, składają się na profil tego polskiego malarza o śródziemnomorskiej duszy, cieszącego się uznaniem i prestiżem we własnym kraju, w Niemczech, Austrii, Szwajcarii …, który zechciał pojawić się w wiosennej Murcji.

 

tłumaczenie prof. Cezary Taracha, 2007 Murcja Hiszpania

 


 

Jerzy Zieleniewski –Konsul Honorowy RP, Prezes Stowarzyszenia Kulturalnego Przyjaźni Polsko-Hiszpańskiej „Kopernik”

Cykl obrazów Marka Sołowieja

Jest dla mnie wielką przyjemnością możliwość zaprezentowania mieszkańcom Murcji Marka Sołowieja, polskiego malarza, urodzonego w mieście Zamość. Jestem przekonany, że kontekst Festiwalu Murcja Trzy Kultury stanowi odpowiednią płaszczyznę do uznania udziału Polski w tworzeniu europejskiej kultury również za pośrednictwem malarstwa.

Malarstwo Marka Sołowieja wyróżnia się spontanicznością ruchu pędzla i nadzwyczajną zdolnością postrzegania materii oraz skali kolorów. Te właśnie cechy są ewidentnym dowodem talentu i wrażliwości artysty, który tworząc swoją własną wizję krajobrazu, wyraża w malarstwie własne stany emocjonalne.

Od ponad 20 lat Marek Sołowiej maluje cykle obrazów zatytułowane „Pejzaż polski – krajobraz zapamiętany” i „Zdeterminowani naturalnym biegiem rzeczy”. Jego artystyczna inwencja to ciągłe dążenie do przedstawienia krajobrazu i określenia miejsca, jakie w nim zajmuje współczesny człowiek. Krajobraz ujęty w ramach jego obrazów inspiruje publiczność ideą eliminowania granic i tworzenia własnej przestrzeni, przestrzeni, która pozwala się zmierzyć wyobraźnią każdego z nas. Obrazy Marka Sołowieja stymulują, pobudzają konieczną wyobraźnię, aby pozwoliła dzisiejszemu człowiekowi na odnalezienie i refleksję na temat własnego miejsca w wielopłaszczyznowym współczesnym pejzażu XXI wieku.

Wystawa, którą mam zaszczyt zaprezentować była możliwa dzięki entuzjastycznemu poparciu ze strony władz miejskich Murcji, w szczególności pana Antonio Gonzáleza Barnésa, odpowiedzialnego za sprawy kultury i dyrektora Festiwalu Murcja Trzy Kultury. Moje najszczersze podziękowania.

 

Przekład Cezary Taracha

 


 

DUSZA PEJZAŻU
O malarstwie pastelowym i olejnym Marka Sołowieja

prof. Stanisław Tabisz
Kraków – Luty 2005.

Bezpośrednim wyróżnikiem malarstwa Marka Sołowieja jest spontaniczność gestu pędzla, ale i niezwykłe wyczucie materii oraz gamy kolorystycznej. To niewątpliwie oznaki talentu i wrażliwości artysty uprawiającego techniki olejne i pastelowe, kreującego swoiste wizje pejzażu, w których odciśnięte jest w bardzo dużym stopniu piętno wewnętrznego przeżycia. Sołowiej, jako twórca jest czarodziejem poetyckich klimatów, mglistych niedomówień i aluzji oraz przestrzeni nieodgadnionych, tajemniczych, miękkich i zachęcających do medytacji. Nastroje i magiczne aury zawsze przyciągają publiczność. Są wyrazem czegoś wyjątkowego, niepowtarzalnego. Są dotknięciem tego, co w sztuce nazywa się niewyrażalnym, a co jest treściwym i aromatycznym pokarmem sztuki. Kondensowanie nastrojów, żywa ekspresja kolorów i form, jakieś wyśnione czy wyimaginowane przeczucia – to wszystko są wartości, z którymi na podbój świata wyrusza artysta. W taki sposób jest rozpoznawalny i kojarzony. Jego identyfikacja jest niepowtarzalna i w ten sposób wiarygodna. Artysta ma wtedy swoją twarz, jest sobą w niekończącej się plątaninie artystycznych wyziewów różnego poziomu i gatunku, również tych wybitnych, krystalicznych osiągnięć ludzkiej ekspresji i twórczej namiętności.

Po raz pierwszy zetknąłem się z malarstwem Marka Sołowieja w Nowym Sączu, pod koniec 2004 roku, podczas otwarcie jego indywidualnej wystawy towarzyszącej II Międzynarodowemu Biennale Pasteli. Marek Sołowiej był laureatem poprzedniego Biennale, dlatego Małopolskie Biuro Wystaw Artystycznych zorganizowało mu indywidualną wystawę w „Domu Gotyckim” nowosądeckiego Muzeum Okręgowego. Wystawę pamiętam doskonale. Robiła ona efektowne wrażenie swą jednorodnością i zjawiskową atmosferą. Szczególnie pastele w szaro zielonkawych tonacjach, ze swoistą, delikatną modulacją form, przyciągały swą zmysłową atrakcyjnością i zapadały w pamięć. Widać było, że artysta ma rozmach i odwagę, ale również umiejętność strojenia i wiązania najsubtelniejszych tonów barwnych oraz budowania dramaturgii niemalże muzycznej, stopniowanej płynnie i wzmacnianej akcentami ostrzejszych linii, podziałów i krawędzi. Tytuły tych prac, tworzące cykle, także miały jakąś metaforyczną wieloznaczność: „Zdeterminowani naturalnym stanem rzeczy – Obraz II”, „Pejzaż Polski – Obraz zapamiętany”, „Pejzaż Polski – kompozycja”, „Pejzaż Polski – Pejzaż zapamiętany, obraz XXX-d Krynica”, „Pejzaż Polski – zaczarowane ogrody”. Budując punkty odniesienia do tego co pozyskuje i przechowuje pamięć, artysta sygnalizuje zaledwie jakieś konkrety, podpowiada źródłowe sytuacje, ale obraz końcowy, przetrawiony w pamięci i uruchomiony wyobraźnią, realizuje się w przeżyciu wewnętrznym i dlatego ma tak sugestywny wyraz. Wydawać by się mogło, że Sołowiej nazbyt upraszcza formy, schematyzuje je, ale znajduje dla nich wyjątkowego rodzaju smakowitą spójność. To tajemnica jego malarstwa i chyba tych okolic Polski skąd pochodzi i gdzie studiował, okolic owianych poetycką nostalgią, przenikniętych wschodnim sentymentalizmem i uduchowioną mentalnością ludzi. Urodzony w Zamościu, studiujący w Lublinie Marek Sołowiej długo z pewnością przesiąkał tym, czym oddycha ziemia tamtych stron, i posiadł umiejętność zawierania tego w swojej malarskiej twórczości. Pejzaże malowane przez Sołowieja mają duszę, atmosferę, klimat, który zrodził się w określonym miejscu i został jak gdyby „zakonserwowany” w psychice i wyobraźni artysty. Genius loci, duch miejsca jest „przenośny” i da się kumulować w specjalnych, być może rytualnych komunikatach, jakimi są działa sztuki. Podobnie dzieje się z osobowością i przeżyciami człowieka. One są wyrażalne i przekazywalne, a specjalną formą tego wyrazu i przekazu są dzieła sztuki, w tym przypadku obrazy olejne i pastele.

Przygotowując się do najnowszej prezentacji swoich prac w galerii firmy Talens Polska w Lesku, również organizatora i sponsora wystawy, Marek Sołowiej decyduje się na pokazanie przede wszystkim swoich pasteli. To właśnie pastelom zawdzięcza artysta chyba swój największy sukces: zdobycie Grand Prix na I Międzynarodowym Biennale Pasteli w Nowym Sączu w 2002 roku. Wśród agresywnych i wybujałych tendencji w malarstwie współczesnym, zwłaszcza preferowanych przez młodych twórców, Sołowiej wyróżniał się kameralną i wysublimowaną poetyką ściszonych gam oraz kulturą i wrażliwością kładzionych materii, którymi scalał syntetyczną wizję polskiego pejzażu. Wyłowić wśród zgiełku i przytłaczającej wielości takie zjawisko nie jest łatwo. Ale wniosek jest budujący. Warto w sztuce mówić swoim, choćby ściszonym głosem, warto wyrażać i przekazywać nastroje osobiste, może nawet intymne i skryte gdzieś głęboko w psychice, ale autentyczne, prawdziwe, wiarygodne i mające w sobie jakiś magnetyzm. Wielu artystów znalazło w pejzażu natchnienie i sposób na wyrażenie swoich najskrytszych subtelności czy to nastroju czy śpiewu duszy, która jest zaledwie wyczuwalną, ale zasadniczą osnową tożsamości. Malarstwo Marka Sołowieja jest przykładem potrzeby kameralnej otuliny wokół wrażliwości typowej dla gatunku homo sapiens oraz odsłaniania jego naturalnych tęsknot i marzeń.

Mając możliwość obejrzenia większej ilości prac olejnych i pastelowych Marka Sołowieja natknąłem się na nieco odmienny cykl od tego czysto pejzażowego. Mam tu na myśli obrazy, na których pojawia się kobiecy akt wyraziście wprowadzony w kompozycyjne ramy. W motywach pejzażowych Sołowiej operował raczej aluzyjną, owalną formą a także przestrzenią i światłem uzyskanym z fakturowych przetrać i półlaserunkowych gradacji oraz delikatnych różnic kolorystycznych i walorowych, co dawało wielu jego pastelom zjawiskowe sfumato. Akty kobiece są tym razem wyraziste i konkretne, mniej płynne, mniej zwiewne i ulotne. Dlatego uważam, że artysta nie spełnia się optymalnie w figuracji lecz jego domeną i siłą jest ta duchowa przestrzeń, to coś nieuchwytnego, co może być zaledwie przeczuciem, atmosferą trudną do określenia, nienazwaną, ale zniewalającą i urokliwą.

Mam przed oczami zarówno pastele Sołowieja, jak i obrazy olejne. Wśród tych malowanych farbami przykuwa moją uwagę cykliczny motyw „pejzażu polskiego” znad Wisły. To piękny, impresjonistyczny obraz, bardziej przejrzysty od pasteli i bogaty w materię malarską. A przecież zdarza się też, że Sołowiej ucieka od aluzyjności i sugerowania czegoś, co bliskie jest kondensacji lirycznych nastrojów i niemalże prowokowania odczuć metafizycznych. Oglądam jego pastele i oleje, które są rejestracją konkretnych miejsc pejzażu polskiego: Mazur, Kazimierza Dolnego, Mielna, okolic Słaboszowa, Czarnego Potoku, doliny Rocha. To wyraźny efekt pracy artysty w plenerach. Nawet namalowany stóg zboża przywołuje w oczywisty sposób żniwa i jeden z tytułów, jakim opatrzył swoje dzieło Sołowiej: „wszystkie pragnienia są wspólne”. Myślę, że o niektórych tytułach obrazów i pasteli Sołowieja trzeba by wspomnieć z należytym podziwem. Wprawdzie zdarzają się zbyt długie i złożone, a niektóre obywają się standardowym: „bez tytułu”, ale według mnie, wyrafinowanym tytułem opatrzona została jedna z pasteli: „Przechadzka wczesną porą a może we mgle”. I wydaje się, że jeszcze więcej zawarte jest w tytule jednego z cykli pasteli: „Zdeterminowani naturalnym stanem rzeczy”. Miejmy więc nadzieję, że tego typu naturalna determinacja dodaje artyście siły oraz motywacji do dalszego tworzenia i rozwijania skrzydeł.

 


 

Jerzy Madeyski

O MALARSTWIE MARKA SOŁOWIEJA (2003 r.)

Marek Sołowiej otrzymał Grand Prix  na I Międzynarodowym Biennale Pasteli Anno Domini 2002. Przyznało je zaś profesjonalne i również międzynarodowe jury przytłaczającą większością głosów, a dodać należy,że konkurencja była liczna i mocna, co nadaje nagrodzie wysoką rangę. Lecz nie tylko.

Dowodzi również, że Sołowiej jest pastelistą z krwi, kości i upodobania, zaś być pastelistą – nie oznacza prostej preferencji tej właśnie techniki colorire a secco jak definiował ją Leonardo da Vinci, gdyż pastel, bądź ściślej – skłonność do wypowiadania się za jego pomocą jest w większym stopniu cechą charakteru jego przymiotem, niż zwykłym warsztatem artysty. Nie bez przyczyny przecież wielki Anton Raphael Mengs nazwał pastelowe obrazy motylami w ogrodzie sztuk, zaś piękne sawantki i uczeni doby oświecenia wielbili strofami wierszy blask i kruchość ołówków umaczanych w pudrze. Gdyż pastel – wszystkie inne i oczywiste jego przymioty pomijając – jest w pierwszym rzędzie manifestacją tego, co dziś niezwykle rzadkie i przez to bezcenne, a mianowicie dobrego a nawet wytwornego smaku, a to jest to nader szerokie i daleko poza płaszczyznę obrazu wykraczające pojęcie, bo rację miał trzeci z pośród wielkich, Michał Anioł mówiąc si dipingo con cervello, non con le mani – maluje się mózgiem, a nie rękoma; ani tym bardziej prostym zespołem oko – ręka. Tym samym dobry smak obejmuje w rzędzie pierwszym sposób myślenia i odczuwania oraz postrzegania rzeczywistości tym samym. Zaś sztuka jest przecież wyborem spośród nie zliczonej liczby podsuwanych przez rzeczywistość impulsów tych tylko, które artysta uzna za bliskie i godne jego refleksji. Że Sołowiej maluje również olejem, temperą i gwaszem a niekiedy łączy ze sobą wszystkie te techniki? Tak, lecz również w nich myśli kategoriami pastelu. Tak niekiedy dalece, że trudno zwłaszcza w reprodukcji, odróżnić jego olej lub temperę od pastelu właśnie. I więcej jeszcze: wszystkie efekty, uzyskiwane przez artystę w malarstwie olejnym można uzyskać przy pomocy pasteli, podczas gdy odwrócenie tego procesu nastręczałoby wiele trudności, gdyż subtelność pastelu jest nie możliwa do podrobienia w innej technice.

Sołowiej maluje cyklami, drążąc i rozpatrując wybrany problem w dwu jego aspektach, a mianowicie formy i treści, bada ich współzależność i szuka dróg zespolenia ich w jeden organizm malarski. Właśnie – w organizm. Żywy, więc zmienny, lecz stopiony w jedność jednym pragnieniem tylko: tym, by treść stała się formą, bo CO stało się JAK e vice versa. To marzenie awangardy się coraz częściej się Sołowiejowi udaje.

Lecz świat i my tym samym ma złożona naturę. Pełną sprzeczności i wahań, znajdujących swe odbicie w każdym niemal autentycznym i ambitnym dziele sztuki, jej autorytarną odmianę pomijając. Acz na dwu niejako zasadach: kontrastu, bądź też postulowanego już przez Pseudoareopagitę Dionizegi nieantagonistycznego łączenia przeciwieństw.

Sołowiej wybrał druga możliwość jako sobie bliższą bo mniej lub może- inaczej konfliktową, rozpatrywania ich nie na prawach walki, ostrego starcia przeciwstawnych sobie racji zatem, lecz cichym i skupionym dyskursie, pełnym niedomówień i znaków zapytania, boć przecie sztuka współczesna jest w większym stopniu terenem stawiania pytań właśnie, niż formułowania kategorycznych odpowiedzi.

Leonardo, Michał Anioł, Mengs i współczesność. Czy zatem Sołowiej jest artystą współczesnym, czy tradycyjnym?

Ależ oczywiście współczesnym w każdym calu, w sposobie myślenia i komunikowania nam swoich przemyśleń, lecz również wątpliwości i rozterki; jest współczesny w swoim stosunku do przedmiotu i w sposobie jego malarskiego przetworzenia, w operowaniu światłem, w kompozycji, w metodzie pracy a vista w końcu, czyli właściwego nowatorom ostatniego wieku tworzeniu w sprzężeniu zwrotnym w którym skutek oddziaływuje na przyczynę, maluje w nieustannym dialogu z powstającym dziełem, która to metoda nadaje obrazom swoisty rys świeżości i spontaniczności. Acz pozornej, gdyż wiadomo, że dobra improwizacja musi być bardzo dokładnie przemyślana i przygotowana. I dopracowana w najdrobniejszych szczegółach z iści benedyktyńską cierpliwością, gdyż sztuka- wszystko inne pomijając – jest również rzemiosłem. Zaś dobre rzemiosło budzi szacunek nawet u widzów o wręcz odmiennych od autora gustach i zapatrywaniach na funkcje i formę sztuki.

Takie są obrazy artysty. Swobodne, lecz jednocześnie poddane nie rzucającym się w oczy rygorom, bo rozpięte na mocnej, geometrycznej siatce, konstrukcji o wertykalnych na ogół podziałach na pionach więc, będących w sztuce wszystkich epok i kręgów kulturowych wyrazem idealizmu i takiegoż podejścia do rzeczywistości. Na owym geometrycznym kośćcu artysta rozpina malarską tkankę swych dzieł o postimpresjonistycznej genezie w traktowaniu barwy i światła jako zasadniczej materii obrazu. Owego, niemożliwego do ujęcia słowa zespolenia obu tych wartości w absolutną jedność, jaką skądinąd rzeczywiście tworzą. Lecz z fizycznego punktu widzenia tylko. Przeniesienie owej reguły w świat sztuki jest bowiem niezwykle trudne i wymaga współdziałania nienagannego oka z takimże warsztatem.

Postimpresjonistyczne gry barwne na płaszczyźnie mają jednak – obu wielu zalet – również jedna wadę: otóż nie potrafią wyrazić tajemnicy i dramatu, ani nawet sugerować ich istnienia. Są więc emocjonalnie ograniczone i wyspecjalizowane w przekazywaniu treści pogodnych i bezkonfliktowych. Tych, które charakteryzują malarstwo salonowe wszystkich epok. Ponadto postimpresjonizm zawęził motyw do czterech zasadniczych tematów, a mianowicie pejzażu, aktu, martwej natury i portretu, zaś Sołowiej nie lubi ograniczeń. Poza tymi, które sam sobie narzucił.

Programowa aliterackość i oczywistość malarskich założeń nawet doktryny postimpresjonizmu natomiast była z nimi wielu wypadkach sprzeczna. Malarskość, hegemonia barwy i jednakiego z nim światła – tak. Bezproblemowość pokazywanych treści – nie i po trzykroć nie, bo pod tym właśnie względem Sołowiej jest bliższy neoromantyzmowi bohemy Młodej Polski, niż zafascynowanej maszyną, sportem, szybkością i jazzem mentalności Szalonych lat dwudziestych, w których postimpresjonizm święcił swe największe triumfy. Dla tej też właśnie przyczyny w dziełach Sołowieja pojawiają się często formy symboliczne o tajemniczych, choć niekiedy również zgoła frywolnych skojarzeniach, w czym nic dziwnego, zważywszy, że zarówno la belle epoque jak Art Nouveau było zafascynowane erotyzmem i jego prorokiem, Przybyszewskim.

Artysta wprowadza również jakże typowe dla symbolizmu, bo tajemnicze światło metafizyczne, bijące skądś, z jakiegoś sekretnego źródła ukrytego poza płaszczyzną obrazu, i oniryczny balet zmiennych form; antropomorficzne pejzaże i takież rośliny, strachopodobne drzewa i pozbawione głów homunculusy. I obiekty o bliżej niesprecyzowanej proweniencji, niedokończone jakby bądź zatrzymane w ewolucyjnym poszukiwaniu swego kształtu i emocjonalnej tożsamości, który widz sam musi nadać ostateczną formę i wyraz.

W pierwszym jednak rzędzie Sołowiej gwałci świętą płaszczyznę postimpresjonizmu i odrzuca metodę jej odzyskiwania: akcja jego obrazów rozgrywa się w budowanej w światłem i barwą przestrzeni, a koloryt daleko odbiega od zalecanych przez postimpresjonistów naprzemianlegle kładzionych plamek tonacji ciepłych i zimnych, bo artysta lubi monochrom i świetnie w nim się czuje, choć, potrafi również operować równie mocnym a nawet drastycznym kontrastem, jak zestawienie ostrych różów z lekko tylko przełamanymi barwą czerniami. Lecz na pastelowej subtelnej i pozbawionej brutalizmów zasadzie, gdyż pastel – bądź szerzej – kultura tej dyscypliny i myślenia jej kategoriami ma wielką siłę. Tą, która daje piękno i świadome dążenie do niego. Oraz równie wielką moc przekonywania: aprobujemy obrazy Marka Sołowieja przed ich odczytaniem, przed rozszyfrowaniem ich treści jeszcze.

I to stwierdzenie starczy za wszystkie pochwały i teoretyczne dysertacje.

Kraków – styczeń 2003 r.

 


 

Lechosław Lameński

Świat według Marka Sołowieja (2000 r.)

Świat urodzonego w Zamościu artysty, to świat w którym jest zarówno miejsce na naturę (inspirowaną wspaniałą przyrodą pobliskiego Roztocza) jak i na proste pozbawione wewnętrznej perspektywy schematyczne formy z pogranicza abstrakcji i świata religijnego.

Marek Sołowiej maluje już blisko dwadzieścia lat (od dyplomu w 1981 roku), i chociażby z tego względu jest na pewno artystą dojrzałym o wyraźnie ukształtowanej osobowości plastycznej. Co do tego nie mam wątpliwości. Obrazy malarza są rozpoznawalne w tłumie innych twórców. Nie tylko dlatego, że Marek Sołowiej najchętniej maluje cykle po kilka, kilkanaście kompozycji tego samego formatu na określony temat ale przede wszystkim dlatego, że jego obrazy, gwasze i tempery łączy wyczuwalna natura refleksji, dystansu wobec cienkiej warstwy wypełniającej starannie przestrzeń płótna lub arkuszu kartonu.

Cykle obrazów sztalugowych Marka Sołowieja, to przede wszystkim efekt szalenie konsekwentnego myślenia artysty zamojskiego  o wartościach czysto malarskich. Jego dzieła to nieustający dialog formy z barwą, sprowadzony – jak już wspomniałem – do pozornie prostych i oczywistych układów (z podtekstem), w których programowo nie ma miejsca dla niepotrzebnego gadulstwa,czy pustej barokowej dekoracji, jest natomiast dbałość o twórcze rozstrzygnięcie płaskiej pokrytej farbami w określonym porządku i ograniczonej prostymi ramami. Może właśnie dlatego dialog ten jest tak ciekawy i niepowtarzalny.

frag. z tekstu do katalogu wystawy malarstwa –
autor – profesor Katedry Historii Sztuki KUL – Lublin 2000r.

 


 

Lechosław Lameński

TRIADA W MALARSTWIE MARKA SOŁOWIEJA (1996 r.)

Kończący się wiek XX przyniósł na polu rozwoju malarstwa tak wiele ciekawych i oryginalnych środków wyrazu, pojawiło się tak dużo nowatorskich kierunków i tendencji, że sytuacja artystów tworzących w ostatnich dziesięcioleciach, wydaje się być z góry skazana na niepowodzenie. Z co najmniej 2 powodów. Po pierwsze, patrząc na to co wniósł do rozwoju nowoczesnego malarstwa kubizm, ekspresjonizm i futuryzm, a także abstrakcjonizm, dadaizm czy surrealizm (żeby poprzestać na wymienieniu kilku kierunków funkcjonujący do lat dwudziestych), trudno oprzeć się wrażeniu – dzisiaj, pół wieku później – że na tym polu powiedziano już wszystko bądź prawie wszystko. I po drugie, zgromadzone w muzeach i galeriach obrazy, nasuwają nieodparcie skojarzenia, mniej lub bardziej czytelne ze wspomnianymi kierunkami

Naturalnie, artyści dekady lat dziewięćdziesiątych, podobnie jak artyści tworzący w latach poprzednich robią wszystko, aby ich malarstwo było oryginalne, niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju. Mimo to, świadomie powielają – wcale nie tak rzadko – pomysły i rozwiązania formalne towarzyszące malarstwu XX wieku, niemal od zarania. Rzecz jasna porównań i odniesień nie da się porównać tak jak nie da się uciec od tradycji i przeszłości, które budują przecież przyszłość.

Na szczęście dla nas – widzów i krytyków jednocześnie – twórcy różnią się miedzy sobą, nawet wówczas gdy korzystają z tego samego źródła inspiracji. To fakt znany i oczywisty, wynikający w dużej mierze ze stopnia zaawansowania teoretycznego, świadomości plastycznej, a przede wszystkim wrażliwości i intuicji danego artysty. To one powodują, że martwa natura czy akt kobiecy, namalowane w manierze bliskiej kubizmowi, nie będą się kojarzyły z latami 1905-1914, lecz jednak z 1996 rokiem. Zadaniem recenzentów i krytyków jest analizowanie i porównywanie powstających kompozycji. Bez analizy stylistyczno – porównawczej nie da się wychwycić tego, co w poszczególnych obrazach oryginalne, co powoduje,że zasługują na omówienie, pokazanie widzowi.

Marek Sołowiej (rocznik 1956), rodowity zamościanin, absolwent miejscowego liceum plastycznego, uczeń prof. Mariana Stelmasika w Instytucie Wychowania Artystycznego UMCS (dyplom w 1981 roku), to artysta – w pewnym sensie – niemodny, pozostający poza oficjalnym nurtem awangardowych poszukiwań i rozwiązań plastycznych, stroniący od teoretyzowania, od wyjaśnienia i tłumaczenia słowami tego co nie ma potwierdzenia, odbicia w warstwie plastycznej konkretnego dzieła. To zarazem artysta, dla którego kontakt z prostokątną płaszczyzną zagruntowanego na bało płótna, naciągniętego na blejtram, staje się aktem twórczym, misterium zmierzającym do osiągnięcia jednego, bardzo precyzyjnie określonego celu. Artysta dąży swym malarstwem do osiągnięcia triady: oryginalności, syntezy i doniosłości, bez której nie może istnieć on ani jego obrazy.

Twórczość Marka Sołowieja to ciągle poszukiwania, dążenie do doskonałości, do perfekcji. Artysta pragnie ją osiągnąć dzięki pełnej harmonii dwóch istotnych elementów obrazu: formy i treści, sprowadzonych do jednej spójnej całości na płaszczyźnie płótna oddzielonej od świata doznań i zmysłów zewnętrznych cienką krawędzią ramki. Marek Sołowiej zanim przystąpi do malowania, bacznie obserwuje rzeczywistość, nie spiesząc się z przenoszeniem (przetwarzaniem) jej wybranych elementów na płótno. Artysta stara się wychwycić to co dla tematu podstawowe, a odrzuca – pomija – elementy drugorzędne, nie mające znaczenia chwila refleksji, zadumy i dystansu powoduje, że powierzchnie obrazu wypełniają stopniowo pojedyncze formy sprowadzone do prostych symboli, znaków ikonograficznych. Ich logiczna struktura a zarazem otwartość pozwala na całkowitą dowolność w interpretowaniu intencji artysty. Wydaje się, że co wyczytamy z obrazów nie jest sprawa najważniejszą dla samego artysty o wiele istotniejsze jest to czy obrazy te działają na nas, czy pobudzają nasze zmysły.

Jednocześnie obrazy Marka Sołowieja to synteza jego odczuć i przeżyć których znalazło się miejsce na uproszczoną figuratywność i fascynacje kolorem, chociaż wiele płócien artysty ociera się o abstrakcję, to jednak nigdy nie przekracza niewidocznej granicy pomiędzy tym co realne, a pozbawione odniesienia do konkretnej rzeczywistości. Płaskie malowane stosunkowo cienko płaszczyzny koloru układają się w kształty symbolizujące  postacie, przedmioty lub ich fragmenty. Niekiedy dla podkreślenia związku z rzeczywistością, artysta wkomponowuje (wkleja) w obraz koszule i podkoszulki, przemalowuje je na jeden nośny kolor. Marek Sołowiej wyniósł zainteresowanie kolorem z pracowni prof. Stelmasika. Ale o ile Stelmasik preferował barwy zdecydowane gorące, zestawienia mocne, wręcz orgiastyczne symfonie, to jego uczeń chętniej posługuje się szeroka gamą szarości i zimnych błękitów nie brak w dorobku artysty płócien zdecydowanie kolorowych, utrzymanych w jasnych i ciepłych tonacjach, ale wydaje się, że Sołowiejowi bliższe sa jednak barwy wyciszone, chłodne, które pozwalają na bardziej refleksyjne spojrzenie,ocenienie intencji ich twórcy.

Obrazy Marka Sołowieja układają się w czytelne cykle, stanowiące pewną zamkniętą całość, powstają w ściśle określonym czasie, w konkretnej sytuacji zdeterminowanej działaniem wybranych czynników zewnętrznych. Obok na poły symbolicznych cykli figuratywnych (praworządni), pojawiają się również odwołujące się do podstawowych figur geometrycznych (Zdeterminowani naturalnym stanem rzeczy).

Ale jedne i drugie łączy całkowity brak głębi i skrótów perspektywicznych. Artysta maluje uproszczone, monumentalne kształty maksymalnie płasko tak, że różnią od równie płaskiego tła jedynie kolorem i sposobem położenia farby(fakturą). Nie ma w obrazach marka Sołowieja rozległej przestrzeni zakończonej czytelną linią horyzontu. Jest natomiast mały wycinek świata, przefiltrowanego przez osobowość artysty, świata zredukowanego do pojedynczych, zdecydowanie aluzyjnych kształtów zakotwiczonych w dwuwymiarowej strukturze obrazu. I chociaż niekiedy jedna plama koloru(jedna forma) zachodzi na drugą, to czyni to na tyle delikatnie,że kompozycja nie traci nic ze spójności kadru fotograficznego zrobionego tuz nad interesującą artystę sferę.

Mimo wewnętrznej dyscypliny, obrazy marka Sołowieja nie wykazują matematycznego wyrafinowania,bezdusznego powtarzania i zestawienia tych samych figur,w różnych układach barwnych i fakturalnych . Jest natomiast precyzyjnie i logiczne myślenie o działaniu grupy obrazów na zmysły oglądających je widzów. Artysta malując kilka, kilkanaście płócien tworzących jeden umowny cykl, wypowiada się pełniej i wszechstronniej. Pojedynczy obraz będący zamkniętą całością jest jednocześnie fragmentem rozwijającego się przed nami wieloczłonowego fryzu, afirmacja wartości towarzyszących artyście na co dzień :szacunku i pokory wobec natury.

Refleksyjna osobowość Marka Sołowieja, jego osobowość i delikatność, decyduje, że malarstwo artysty nie jest efekciarskie, ani zapatrzone w nowinki płynące z całego świata. Wydaje się, że obrazy,cykle Marka Sołowieja są ponadczasowe. Artysta posługując się niekiedy technika assamblages,wcale nie tęskni za latami sześćdziesiątymi zachowując zdrowy dystans. Do tego co stworzyli inni,stara się dalece przetworzyć znane i powszechnie stosowane środki wyrazu aby jego obrazy kojarzono tylko z nim. I udaje mu się to. Cykle z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych dowodzą, że mamy do czynienia z twórca dojrzałam, potrafiącym opowiedzieć własną historię, prostym i zrozumiałym językiem znaków plastycznych.

Twórczość malarska Marka Sołowieja zdeterminowała w dużej mierze figuratywność z pogranicza świata realnego i mistycznego,powstałego w umyśle artysty. Pojedyncze figury geometryczne lub ich fragmenty, budują nową rzeczywistość w znacznym stopniu w oparciu o formy organiczne, zaczerpnięte z obserwacji przyrody. Artysta w poszukiwaniu własnego stylu nie ucieka się od natury, pozostaje jej wierny,od debiutu wystawienniczego w 1979 roku (wystawa indywidualna w Chatce Żaka jeszcze jako student) po prace z ostatnich miesięcy i tygodni. Właśnie, połowa lat dziewięćdziesiątych przyniosła całkowicie nowy w dorobku Marka Solowieja cykl Pejzaż polski, efekt udziału w kilku plenerach na Roztoczu. Zachowując znane z poprzednich cykli kadrowanie, brak głębi i rozbudowanej przestrzeni, artysta zmienił diametralnie sposób malowania,ożywił i zróżnicował kolorystykę. O ile w kompozycjach powstałych w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, a nawet jeszcze na początku dekady lat dziewięćdziesiątych, mamy do czynienia z dużymi i gładkimi plamami koloru, to tym razem płaszczyzna obrazów plisuje ,mieniąc się całą gama kolorów. Poszczególne kształty (przede wszystkim samotne drzewa,z rozbudowanymi koronami małych liści) wypełniające centrum kompozycji, wyznaczające jej oś, maluje artysta drobnymi, niemalże impresjonistycznym uderzeniem pędzla. Czytelne prześwity, interwały pomiędzy plamami rozedrganego koloru, wprowadzają oddech, przepływ świeżego powietrza. Zdecydowana kaligrafia pni drzew i rosochatych gałęzi otulonych niematerialna siatka liści, targanych podmuchami wiatru, pokazują Marka Sołowieja jakiego dotąd jeszcze nie znaliśmy. Impulsywnego, pełnego radości zycia, mniej refleksyjnego, choć mimo wszystko nie pozbawionego dystansu do interesującego go tematu.

Marek Sołowiej nie należy do artystów zabiegających o popularność. Od debiutu w 1979 roku, miał cztery wystawy indywidualne,uczestniczył w kilku wystawach zbiorowych, na co dzień pracuje – od 1980 roku –w państwowym liceum sztuk plastycznych w Zamościu. Wspaniała architektura zabytkowego grodu nie przytłacza go, ani nie determinuje jego malarstwa. Artysta potrafi zapomnieć o urodzie późnorenesansowych kamieniczek, o magicznej,tętniącej życiem przestrzeni Rynku Wielkiego, na rzecz ciszy i skupienia panującego we wnętrzu jego pracowni. To tutaj dojrzewają, krystalizują się plastyczne wizje zjawisk towarzyszących artyście podczas wielu godzin pracy z spędzonych w liceum, na spacerach po parku, podczas przechadzek po uliczkach starego miasta.

Marek Sołowiej, mimo wyczuwalnej osobowości (oryginalności) plastycznej jest ciągle – co potwierdzają Pejzaże polskie – artysta poszukującym. Artysta, który dążąc do syntezy i spójności zastosowanych znaków plastycznych z wyważoną przy ich pomocy treścią, pragnie dostarczyć nam wszystkim – jak sam mówi – dojrzałości, poczucia odpowiedzialności i poważnej refleksji(…) za cel stawiam sobie tworzenie subiektywnych,oryginalnych wypowiedzi nie ulęgających żadnym nakazom, bądź obowiązującym w tym lub innym okresie,czy środowisku kanonom. Oryginalność – synteza – doniosłość- to triada, do której zmierzam nieustannie – twierdził  artysta w 1985 roku. Jedenaście lat później – w lutym 1996 roku – hasło to  nie straciło nic na aktualności, a malarstwo Marka Sołowieja jest ciągle żywe i intrygujące.

Luty 1996-Lublin.